Chorzy z WZW często bez diagnozy
Musiałam nauczyć się żyć z chorobą, nie wiedząc, czy kiedykolwiek pojawią się skuteczne leki. To, co było dla mnie tragedią, skierowało moje życie na zupełnie inne tory – mówi Barbara Pepke, prezeska Fundacji Gwiazda Nadziei.
28 lipca obchodziliśmy Światowy Dzień Wirusowego Zapalenia Wątroby. Jakie znaczenie ma ten dzień dla pani?
Jest to dla mnie okazja do edukowania społeczeństwa na temat WZW, związanych z tym zagrożeń oraz konsekwencji późnego wykrycia choroby. To dobry moment, by uświadomić ludziom, jakie są następstwa tej choroby oraz zachęcić do badań. To może być czas do tego, by uratować komuś życie.
Ma pani również osobiste powody do świętowania, prawda?
W 2003 roku oddałam honorowo krew i byłam szalenie zaskoczona, bo dowiedziałam się, że nie mogę być dawcą, ponieważ mam wirusa, o którego istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. W Polsce często się zdarza, że ludzie dowiadują się o nosicielstwie wirusie typu B lub C dopiero wtedy, gdy idą oddać krew. Z jednej strony odbierają to jako dramat, ponieważ dowiadują się o chorobie zakaźnej, ale z drugiej – to szansa na wczesne wykrycie, gdy jeszcze nie ma objawów i wątroba jest zdrowa. Sytuacja wygląda inaczej, gdy choroba jest już zaawansowana i występuje marskość wątroby.
Jak pani przyjęła diagnozę?
Płakałam przez dwa tygodnie. Byłam przed trzydziestką, świeżo po rozwodzie, z kilkuletnim synkiem. Byłam zdruzgotana. Czułam, że mój świat legł w gruzach. Czytałam w internecie o wirusie HCV, o tym, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta